Jeśli nóż ci się w kieszeni otwiera, kiedy słyszysz kolejne homofobiczne, ksenofobiczne i rasistowskie przemówienie prawicowego polityka… Jeśli zastanawia cię, czemu w XXI wieku mniejszości wciąż muszą walczyć o swoje podstawowe prawa… Jeśli chciałbyś, aby “Tylko nie mów nikomu” wywołało równie zdecydowane działania ze strony policji co domalowanie tęczy do wizerunku Matki Boskiej… Jeśli jadłaś banany w ramach protestu przeciwko cenzurze sztuki… Jeśli wkurza cię odwoływanie koncertów ulubionych kapel, bo rzekomo obrażają czyjeś uczucia religijne… Wiedz, że coś się dzieje. Wiedz, że Świątynia Szatana się tobą interesuje.
Znacie ich. To oni w 2015 roku doprowadzili do usunięcia sprzed kapitolu Oklahoma City monumentu przedstawiającego dziesięć przykazań. To oni później sądzili się z Netflixem o bezprawne wykorzystanie stworzonego przez nich wizerunku Baphometa z, jak się okazuje, torsem Iggy’ego Popa. Chociaż ci aktywiści pełnymi garściami czerpią z dorobku Kościoła Szatana, to nie w głowie im podążanie ścieżką jego założyciela. Anton LaVey z pewnością byłby dumny z otwierającego film występu mężczyzny w czarnej pelerynie i rogach na głowie, zwieńczonego tanim trikiem magicznym, ale szok nie ma w tym wypadku być jarmarcznym sposobem na promocję własnej osoby, a uwydatnić brak pluralizmu religijnego w USA.
Tym samym muszę rozczarować wszystkich, którzy spodziewają się w “Ave Satan?” zobaczyć grupę ubranych na czarno osób demolujących kościoły, przywołujących demony, rzucających klątwy, bezczeszczących zwłoki i święte symbole. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj zrywanie masek założonych satanistom przez społeczeństwo podczas satanistycznej paniki rozpoczętej w latach 70. Owszem, dzisiaj coraz rzadziej oskarża się miłośników gier RPG czy fanów heavy metalu o odprawianie czarnych mszy i zabijanie kotów. Jednakże tamten okres wciąż zbiera swoje żniwo, a jego pokłosie widać chociażby w grymasach dziennikarzy Fox News rozmawiających z Lucienem Greavesem – przedstawicielem Świątyni Szatana. Penny Lane wyśmiewa takie podejście i jedyne rytuały jakie przyjdzie wam oglądać to sprzątanie plaż, edukacja młodych ludzi czy performance mający na celu zdyskredytowanie protestów aktywistów pro-life przed klinikami aborcyjnymi.
Dla członków Świątyni Szatana Lucyfer jest po prostu symbolem pierwszego buntownika sprzeciwiającego się tyranii. Są ateistami i pragną, aby chrześcijanie przestali zawłaszczać przestrzeń publiczną oraz narzucać swoją ideologię wszystkim dookoła. Walczą więc o zdroworozsądkowe myślenie, tolerancję i zagwarantowany w konstytucji rozłam państwa od kościoła, świetnie się przy tym bawiąc. Ich metody mogą wzbudzać wątpliwości. Są niedojrzałe (żeby nie powiedzieć gówniarskie), jak pośmiertna przemiana matki homofobicznego aktywisty w lesbijkę (i dawanie jej orgazmu za każdym razem, gdy nad jej grobem całuje się jednopłciowa para). Wywołują śmiech, ale jest to śmiech przez łzy, bo te działania wydają się dzisiaj konieczne.
Lane pokazuje, w jaki sposób na przestrzeni dekad zacierała się linia oddzielająca kościół od państwa. Symboliczny początek sojuszu tronu z ołtarzem w Stanach Zjednoczonych miał miejsce, kiedy pewien pastor postanowił włączyć się w walkę z komunistami i przekonał rząd, aby umieścić słowa “ufamy Bogu” (“In God We Trust”) na banknotach. Od tamtej pory jedne grupy społeczne uznają to za silny mandat do stawiania się w pozycji nadrzędnej względem innych. Wierzą, że są jedynymi wyznającymi właściwe wartości. Chcą ograniczania praw mniejszości i pod pozorami moralności narzucają innym swój światopogląd, przez co stają się wrogami numer jeden członków Świątyni Szatana.
Obeznani w tematyce widzowie zechcą pewnie zarzucać reżyserce, że nie pokazała krytyki ze strony innych ugrupowań satanistycznych czy po macoszemu potraktowała wątki dotyczące wewnętrznych konfliktów. Jednakże jak twierdzi sama zainteresowana, była to świadoma decyzja. Nie uświadczycie tutaj obiektywizmu, ale szybko zorientujecie się dlaczego. Trudno bowiem polemizować z zasadami promującymi wolność wszystkich jednostek i ich niezależność, podchodzenie do innych stworzeń z empatią, czy opieranie swoich przekonań na wiedzy naukowej.
W końcu bohaterowie dokumentu to nie dostarczający na każdym kroku powodów do wyśmiewania ich “Płaskoziemcy”, a osoby egzekwujące swoje zapisane w konstytucji prawa. Ich chęć walki o wyznawane wartości jest zaraźliwa. Kiedy grupa wyznaniowa została założona, liczyła trzech członków, a w ciągu kilku kolejnych lat liczba ta zwiększyła się do 50 tys. Dzisiaj Świątynia Szatana działa nie tylko w USA, ale również w innych krajach i każdy może się do niej zapisać. Po realizacji dokumentu zrobiła to sama reżyserka. I ostrzegam, że po seansie pewnie zechcecie pójść w jej ślady. Bo po co nieśmiało pytać “Ave Satan?”, skoro można krzyczeć “Ave wolność!”, “Ave tolerancja!” i “Ave zdrowy rozsądek!”.